wtorek, 24 lutego 2015

Dziennik Diety

Kolejny post z serii o wszystkim i o niczym, zacznę od mojego Dziennika Diety, który założyłam dzisiaj. Wspominałam wcześniej, że zapisywałam, co jem w kalendarzu, ale muszę w nim zostawić miejsce na inne zapiski, więc przeniosłam się do zeszytu. Oto on:



  




Mój obiad:


Kotlety mielone - indycze mięso, płatki owsiane lub otręby, cebulka i jajko. I da się bez bułki tartej :)
Czas dołączyć do tego wysiłek fizyczny :) Chcę wrócić do biegania, buty mam, w czwartek w Decathlonie chcę kupić leginsy :)

Dzisiaj na stronie Prawdziwe Kobiety Mają Krągłości przecztytałam ciekawy artykuł, odsyłam Was do niego:


Każdy z nas musi znaleźć swój sposób na dietę, zdrowy tryb życia lub po prostu sposób na życie ;)

Powodzenia rozleniwieni!

*Mizia*

czwartek, 19 lutego 2015

Nie rezygnuj

Mizia wyjęła mi parę rzeczy z ust. 
Przede wszystkim kwestia umiaru, który jest najważniejszy! Cóż, powtarzane wiele razy zdanie, że jeden grzeszek nie sprawi, że przytyjesz tak samo jak jeden zdrowy posiłek nie sprawi, że schudniesz, jest najprawdziwszą prawdą.

Jeżeli wiesz, że potrafisz się powstrzymać przed zjedzeniem całej czekolady, weź kostkę. Jeżeli nie, lepiej sobie daruj. A jeśli nastała chwila słabości i czekolada jakimś dziwnym sposobem zniknęła, nie uznawaj, że to zielone światło po więcej. Takie wyskoki są niekorzystne, to prawda, ale jeśli się już zdarzą, nie wolno odpuszczać. Trzeba działać dalej! Jedna noc i kilka ptasich mleczek, druga taka noc, trzecia... dwa tygodnie i masz kilogram do przodu. A zgubić już nie będzie tak łatwo. Niestety, osoby z tendencjami do tycia muszą w kwestii pokarmowych grzechów być wobec siebie bardzo surowe.

Temat drugi  ćwiczenia. Zawaliłam. Nie ćwiczyłam prawie dwa tygodnie. Najpierw nie miałam czasu (głupia wymówka), potem byłam chora. Co teraz? Nic!!! Żałuję i POPRAWIĘ SIĘ. Nie ma innego wyjścia z tej sytuacji. NIE MA.

Dlaczego ćwiczenia są takie ważne? Mówią w końcu, że dieta to 70% sukcesu. Racja, ale ważne są też: ciało, które ma nabrać jędrności, kondycja i wydolność, a przede wszystkim samopoczucie. Witajcie, kochane endorfiny! Poza tym, dość istotna sprawa  im więcej tkanki mięśniowej mamy, tym większe jest nasze zapotrzebowanie energetyczne, więc łatwiej będzie nam schudnąć. To szansa na wyjście z błędnego koła ociężałości i bezsensownych diet.


Co do bezsensownych diet. Nigdy nie wierzcie w cuda. Wspaniale czyta się o możliwości schudnięcia 10 kg w miesiąc, ale jest to najgorsza rzecz, jaką można zrobić (o ile w ogóle jest możliwa). To skazanie się na pewny efekt jojo i szok dla organizmu. Z reguły pozbywamy się w tym czasie wody (może to wywołać nawet niebezpieczne odwodnienie), a wypacane kropelki nie są naszym tłuszczykiem (nigdy nie są, o czym warto wiedzieć) i zamiast cieszyć, jedynie osłabiają. STOP! 

NIE dla wszystkich pierdół w tym stylu. Nie można chudnąć w tak szybkim tempie nie robiąc sobie krzywdy. NIE dla diet jednoskładnikowych, dla cudownych diet, szamańskich sposobów. NIE dla czarodziejskich suplementów! NIE NIE NIE.


Racjonalny sposób odżywiania (zdrowy!), ćwiczenia, pielęgnacja ciała, unikanie używek. Hasła powtarzane od lat. To takie oczywiste, a tak łatwo o tym zapomnieć... Nie dajmy się czarować. Jedyne, co może nam pomóc w walce z kilogramami, to nasze działanie.

^^Miśka

wtorek, 17 lutego 2015

Czy rozmiar ma znaczenie? I kilka refleksji o wszystkim :)

Podchodzę do tej notki, jak przysłowiowy pies do jeża. Jest wiele spraw, które chcę poruszyć. Wiele myśli, refleksji, czasami przepisów. 

Mamy połowę lutego... ciągle trzymam się diety, chociaż niestety muszę się przyznać do drobnych odstępstw - grzane wino w zeszłym tygodniu było jednym z nich. Nie pochwalam tego, ale też nie uważam, że z tego powodu mam klęczeć w grochu. Co więcej, takie "odstępstwa" czy "grzeszki" to dobra lekcja. Tak lekcja, dzięki temu sprawdzamy swoją wytrzymałość, ponieważ bardzo łatwo ulec, a później idzie już lawinowo. Błędne koło: "pozwoliłam sobie na coś niedozwolonego no trudno, skoro tak to nic więcej się nie stanie jak zjem jeszcze batona" (przykładowo). Nic bardziej mylnego! Nie chodzi o to żeby być zupełnie restrykcyjnym, bo ma to drugie dno: nasz organizm przyzwyczai się do tego tak bardzo, że po zrzuceniu zbędnych kilogramów dosłownie dostanie świra, zacznie magazynować. I niestety cała dieta ..... (dokończcie według uznania). Cały sekret tkwi w tym żeby znać umiar, grzane wino, kostka czekolady czy ciastko nikogo nie zabiło. Ważne żeby nie były to: cała czekolada czy opakowanie ciastek. Pozwoli to uniknąć efektu jojo, nie tylko dlatego, że nasz organizm będzie reagował szokiem, a przede wszystkim dlatego, że nauczymy się dobrych odruchów. Tak jak już mówiłam, sekret tkwi w tym żeby znać umiar!
Jednak w celu zminimalizowania ilosci odstępstw od diety, zaczęłam prowadzić dziennik odżywania, w nim zapisuje co jem i co pije. Póki co zapisuje to w kalendarzu, jednak być może przeniosę te zapiski do zeszytu. Mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej mi będzie (jak na razie tak jest) kontrolować co jem i czy wypijam 1,5 l płynów dziennie. Poza tym można w nim również zapisywać ćwiczenia. Wiem, że u niektórych dziewczyn to się sprawdza, dlaczego więc u mnie miałoby nie pomóc?

No i ostatnia informacja, mały sukces, udało mi się zmieść w spodnie rozmiar mniejsze :) w które jeszcze w grudniu nie było opcji żebym przecisnęła szynki zwane udami. Teraz pasują jak ulał :)
i chociaż rozmiar nie jest sprawą najważniejszą....


Yeah, my momma she told me don't worry about your size
She says, boys like a little more booty to hold at night
You know I won't be no stick figure, silicon Barbie doll,
So, if that's what's you're into
Then go ahead and move along!
 


Tyle ode mnie! Obiecuję następnym razem notkę bardziej konstruktywną :)!


*Mizia! :)

piątek, 13 lutego 2015

Musli z jogurtem I

Dzisiaj biegnę z nową przepisową improwizacją.

Dwa plasterki ananasa, dwie łyżeczki otrębów żytnich, trzy łyżeczki amarantusa dmuchanego, dwie łyżeczki jagód goi, łyżeczka ziaren słonecznika, jogurt naturalny.

Ananas świeży (to pozwala nam uniknąć syropu z cukrem, a w lodówce całkiem obrany posiedział mi trzy dni).

Przestawiam bohaterów dzisiejszej kolacji: jagody goji i amarantus dmuchany.

JAGODY GOJI

Mają mnóstwo witaminy C. Można się sporo naczytać na temat ich pozytywnego działania (pojawiają się też opinie negatywne, cóż... trudno stwierdzić, kto ma rację, jednak zawsze można spróbować samemu; przykładowy artykuł pełny wątpliwości tutaj). UWAGA! Nie wolno ich spożywać w nadmiernych ilościach!

AMARANTUS DMUCHANY

Leciutki, gotowy do spożycia od zaraz (w przeciwieństwie do zwykłego, którego trzeba ugotować).

Cenne właściwości, czyli co w sobie kryje?
Amarantus zawiera więcej pełnowartościowego białka niż soja i mleko, więcej żelaza niż szpinak, magnezu i tryptofanu niż czekolada, więcej błonnika niż owies, więcej nienasyconych kwasów tłuszczowych niż inne zboża i więcej skwalenu niż tran pozyskiwany z wątroby rekina i oliwa. 
A do tego bardziej lekko strawną skrobię niż kukurydza, witaminy antyoksydacyjne A, C, E i z grupy B, cynk, potas, fosfor, kwas foliowy. W jego ziarnie nie ma glutenu, może być więc bezpiecznie spożywany przez osoby z jego nietolerancją - alergików i chorych na celiakię.
Jak wpływa na nasz organizm?
Reguluje gospodarkę lipidową i obniża poziom cholesterolu, zmniejsza ryzyko miażdżycy i chorób układu krążenia, wystąpienia zatorów, zawałów serca oraz udarów mózgu. Wspomaga przyswajanie wartościowych substancji z pożywienia i podnosi naszą odporność, co jest szczególnie istotne w okresie przesilenia wiosennego (jego skutki odczuwalne są już w lutym).
Źródło:http://www.styl.pl/zdrowie/diety/news-amarantus-zboze-xxi-wieku,nId,317306#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

Jedna łyżka (3 g) ma 12 kcal. Co ważne, ma sporo błonnika i białka. Już wiem, że zostanie u mnie na dłużej;)

^^Miśka

niedziela, 8 lutego 2015

Pozytywnie :)

I jak tam rozleniwieni?


U mnie powoli, ale do przodu. Miśka zmotywowała mnie piątkowym postem i ruszyłam 4 litery... no i poszłam na zumbę :) poszłam jest tu bardzo ważnym słowem, bo w jedną i drugą stronę miałam ponad 3km, więc podwójny trening! Niestety nie potrafię się zmotywować żeby ćwiczyć w domu.. ale planuję to zmienić! 

Poza tym w końcu kupiłam baterię do wagi... no i szału nie ma, ale myślałam że będzie dużo gorzej. Za mną już prawie 6kg :) Teraz będzie mi łatwiej pilnować diety :) bo widzę efekty :)

Robię sobie małe wyzwanie, do piątku maksymalnie ograniczam węglowodany. Wymaga to ode mnie systematyczności w przygotowywaniu posiłków do pracy, ponieważ ostatnio "szłam na łatwiznę" i kupowałam gotowe sałatki w bufecie. Oczywiście brałam takie, które uznałam za najzdrowsze, ale niestety były w nich: olej, makaron, majonez... A te składniki powinnam wyeliminować z diety.
 Dlatego na jutro do pracy przygotowałam: 
  • kiełbaski z biedronki:


















Są pyszne, ich jedyną wadą jest cena... takie opakowanie kosztuje niecałe 10zł, no ale mają świetny skład, więc warto. Zwłaszcza, że takie opakowanie wystarcza mi na 3-4 dni.
  • Bułka otrębowa 
  • jogurt naturalnym, dodam do niego cynamon i stewię i będzie zdrowy deser :) 
Poza tym planuje przed czwartkiem znaleźć przepis na dietetyczne pączki. Oksymoron? Być może... ale będę szukać :D! Jak znajdę na pewno się z wami podzielę odkryciem :)

Jedno wiem na pewno, nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy chcieć i nigdy się nie poddawać!




piątek, 6 lutego 2015

Nie chce mi się?

Siedziałam dzisiaj zniechęcona do jakiegokolwiek działania. Pomyślałam, że nie podniosę tyłka, nie dam rady. Ogarnęła mnie stagnacja. Co robić? Jak walczyć z poczuciem niechęci i niemocy? Z tym paskudnym rozleniwieniem?

Dziś na pomoc przyszedł mi nowy post znajomej, z bloga http://grubaskawmalymmiescie.blog.pl. Kala osiągnęła coś niesamowitego, schudła ponad 40 kg. Co najlepsze, nadal walczy o swoją figurę i motywuje swoim działaniem innych. Czasem warto poszukać motywacji na zewnątrz.

W pełni zgadzam się z tym, co napisała. NIE MA, ŻE BOLI! Zacytuję fragment, który trafił wprost do mego serca:
Nie masz wystarczająco silnej wolni? Inni zniechęcają Cię do działania? Przepraszam Cię bardzo, ale ponoć chcesz coś zmienić, tak? Ponoć chcesz poczuć się lepiej we własnym ciele, chcesz być szczęśliwym?  Tak więc weź się w garść i przestań chrzanić głupoty. Chcieć to móc. I koniec. Nie ma innej rady, nie ma innego wytłumaczenia. Albo walczysz albo nie. Albo gonisz za marzeniami albo czekasz na cud. Upadasz, podnosisz się, upadasz, podnosisz i wygrywasz. Proste.
(http://grubaskawmalymmiescie.blog.pl/koza-myslala-i-zdechla-czyli-kilka-slow-na-tematy-motywacji/)

Takim to sposobem podniosłam swój tyłek i zaczęłam ćwiczyć. Inaczej się nie da! Nie lubisz ćwiczyć? To się do tego zmuś. Nie lubisz konkretnych ćwiczeń, które wykonujesz? To znajdź inne! Jest ich mnóstwo!

Wcale nie będzie łatwo. Niekoniecznie będzie przyjemnie. ALE efekty są tego wszystkiego warte. Oprócz wielkiej satysfakcji pojawia się duma, kiedy ubywa kilogramów i centymetrów.

Podobnie jak Grubaska z małego miasta, ja też mam paskudną przemianę materii, też muszę się bardzo pilnować. To trudne, szczególnie kiedy się zaczyna walkę. Potem jest trochę łatwiej, ale NIGDY nie wolno odpuszczać.

To co? Nie od jutra, nie od nowego tygodnia. Zmieniamy się od dziś!

^^Miśka

środa, 4 lutego 2015

Zumba!


To była miłość od pierwszego razu :D! Chociaż przyznam szczerze, że na samym początku byłam do niej nastawiona bardzo.. sceptycznie? Taniec kojarzył mi się z tańcem towarzyskim, współczesnym albo baletem (plus cała reszta gatunków tanecznych). Na aerobik czy fitness nie chciałam chodzić, nie tyle z lenistwa, co z braku zainteresowania ;) Ta forma sportu mnie nudziła, po prostu. Nie odpowiadało mi ćwiczenie do muzyki, bo nie miało to nic wspólnego z tańcem. A nagle w mediach zaczęło być głośno o nowej formie fitnessu - zumbie. Taniec i fitness, myślałam, że to nie dla mnie. Nic bardziej mylnego :) Przekonałam się do pierwszych zajęć dzięki znajomym, które sobie to chwaliły. Stwierdziłam - co mi szkodzi? I to był strzał w 10!



1) Muzyka:

 

















Mnie sama muzyka porywa do tańca :D!

2) Kroki, nic skomplikowanego, a można naprawdę się zmęczyć.  Nie jest to jakaś wyższa forma tańca, ale tu o zabawę chodzi! A ta jest świetna :) I można fajnie pobujać bioderkami.

3) Sprawia, że czuję się bardzo kobieco i moja pewność siebie na tym korzysta, a to za sprawą rozkołysanych bioder i muzyki. Bardzo to lubię i w żadnych innych ćwiczeniach tego nie odnajduję :)


To są 3 powody, dla których ja chodzę na zumbę! Może Ty masz (albo znajdziesz) inne ;) Szczerze polecam, bo zumba jest dla każdego :)

*Mizia!

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rachunek sumienia - styczeń 2015

Nie będę ukrywać, rok 2014 był najgorszym i najbardziej porąbanym rokiem w moim życiu. Pomijając osobiste problemy, których namnożyło się wiele, stanęłam znów przed problemem mojej wagi i mojego wyglądu.
Nie chcę pisać, ile ważę. Nie czuję się gotowa na takie wyznania... Muszę przyznać tylko, że z 10 kg zgubionych na przełomie lat 2013/2014 (trwało to około pół roku) przytyłam jakieś 7 kg (co trwało też mniej więcej tyle, a nasiliło się w okresie, w którym zaczęłam pracować zawodowo i przestałam zwracać uwagę na jedzenie). Kiedy tyje się około 1-2 kg miesięcznie, łatwo to przeoczyć... Jednak przychodzi moment, kiedy patrzysz w lustro i myślisz "o k..., jest bardzo źle". Taki moment nastał w grudniu. Znów poczułam się jak gruba kulka, znów miałam ochotę chować się przed światem. Byłam zrozpaczona.

Uznałam, że w styczniu muszę zacząć walkę. Tak też zrobiłam. Powiedziałam sobie, że muszę w końcu wygrać z własnymi słabościami i nauczyć się inaczej żyć. Nie mogłam już patrzeć w lustro. Nie widziałam innego wyjścia. 

Ćwiczenia + dieta. Żadne cuda, po prostu racjonalny sposób dobierania pokarmów, najlepiej nieprzetworzonych, w zmniejszonych ilościach. Bardzo unikałam słodyczy i fast-foodów. Starałam się nie jeść późnymi wieczorami i w nocy. Zaliczyłam jedną konkretną wtopę... pizza przed 23.00, ale to jeden raz. Potem miałam wieeeeelkie wyrzuty sumienia.

Było ciężko. Oczywiście, jest nadal. Jednak teraz, kiedy widać efekty, motywacja rośnie jeszcze bardziej.

W styczniu udało mi się przećwiczyć 16 na 31 dni, z czego jestem nie tyle zadowolona, co wręcz dumna!

W rezultacie pozbyłam się około 3 kg (3,1-3,4)!

Z talii zeszło mi 2 cm, z brzucha (na wysokości pępka) 4 cm. Biust i biodra pozostały bez zmian.

Obym robiła tak dalej!

Plan na luty - trzymać się swoich założeń i pozbyć się przynajmniej 2 kg.

^^Miśka

Ewa Chodakowska, Skalpel

Podczas mojej przygody (która oczywiście trwa nadal i trwać będzie) z ćwiczeniami próbowałam już różnych opcji, chociaż dopiero niedawno doceniłam wartość różnicowania treningów.

Zacznę standardowo: SKALPEL.
Ewa Chodakowska to postać budząca skrajne emocje. Ja doceniam jej zaangażowanie we własną pracę i motywację, jaką niesie ludziom każdego dnia. Niezależnie od jej przesłodzenia i unikania krytyki (a może i dobrze, że na nią zlewa). Ewie zawdzięczam to, że w ogóle ruszyłam tyłek. Od tamtego czasu coś zaiskrzyło w mojej głowie, coś się zmieniło. Dobrze, bardzo dobrze, że jest teraz moda na zdrowy styl życia. Oby jak najwięcej ludzi na niej skorzystało.

Skalpel to 40-minutowy trening dla początkujących. Kiedy zaczęłam ćwiczyć, byłam na tyle początkująca, że cieszyłam się dochodząc do połowy. Potem było tylko lepiej. To dobra nauczka. Nie należy się zniechęcać, nawet jeżeli jest bardzo źle. Nauczka druga - nie należy się rozleniwiać. Po jakimś czasie zrobiłam sobie sporą przerwę od ćwiczeń i niestety szybko zobaczyłam efekty. Teraz znowu walczę i znów jestem w stanie zrobić cały trening.

Najważniejsze to nauczyć się napinać mięśnie brzucha (trzeba także odkryć, że je się ma).

Pierwsza połowa to ćwiczenia na stojąco, druga na leżąco. Chociaż nie ma tu skakania, biegania i innych szybkich czynności, to trening daje w tyłek. Po jakichś trzech razach nie mogłam już słuchać Chodakowskiej (odpowiadać na jej tekściki też nie, chociaż czasem mam ochotę do niej krzyczeć i wyklinać), więc zapuściłam sobie dobrą muzykę i robiłam swoje. Przy muzyce jest znacznie lepiej.

Aktualnie Skalpel trochę mi się znudził, ale co jakiś czas do niego wracam. Chcę też wykorzystywać pojedyncze ćwiczenia (np. na pośladki) i dodawać je do nowych treningów. 

Ważne, żeby było rozmaicie!

Nie ma rzeczy gorszej od monotonii. Czasami siedzę i mam wielką chęć poćwiczenia, ale nie wiem, co ćwiczyć, bo znane treningi mi się znudziły, więc... siedzę dalej. Porażka... Trzeba się ruszyć! Dlatego też zamierzam poszukiwać nowych treningów, szczególnie takich, podczas których można sobie potańczyć. Mam nadzieję, że będzie o czym pisać.

Czas ruszyć tyłek!

^^Miśka